środa, 5 października 2016

   SZTUKA KOMPROMISU

   Kompromis, to naprawdę nie łatwa sztuka. 
   Większość artystów to charyzmatyczne jednostki, wyróżniające się na tle fanów popu, techna, czy jak w przypadku Polski disco polo. 
   Dlaczego tak się dzieje?
   Dlaczego artyści są tak bardzo inni?
Mianowicie artyści czują potrzebę wyróżniania się, pragną, by ich zauważono. Wygląd jest tylko dodatkiem, ale głównie chcą by się wyróżniała ich sztuka. Nikt nie pamięta rzemieślników malujących renesansowe portrety szlachciców polskich, nikt też nie pamięta twórców ikon średniowiecznych. Ale każdy pamięta Van Gogha, Rembrandta czy Santiego. 
   Kolejnym powodem dla którego artyści "są inni" to ich wrażliwość. Przelewają na papier,płótno, blok kamienny, drewniany, itd. samych siebie. Robią to podświadomie. Ukazują to co ich nurtuje, inspiruje, kieruje. Otwierają się przelewając swoje uczucia na prace. Robiąc to wciąż rozmyślają, zastanawiają się i są cały czas otwarci, obdarci z tej skorupy codzienności. Dlatego Ci, którzy ukrywają się za tą skorupą, artystów nie rozumieją. 
   Ale są też artyści, którzy obnoszą się ze swą odmiennością. Weźmy przykład Andy'ego czy Dali'ego. Celowo robili wokół siebie atmosferę innowacyjności. Btw to Dali wziął pod swoje skrzydła Warhola, po to by wspólnie kreować Andy'ego postać. Właśnie dlatego Salvador nosił takie wąsy a Warhol taką białą czuprynę. Celowo też nie udzielali wywiadów, ponieważ jeżeli ktoś nic nie mówi, tzn że coś ukrywa, a media uwielbiają tajemnice.
   Wiele artystów się wspierało, wspólnie uczyło, tworzyło, jak np. impresjoniści czy ekspresjoniści niemieccy. Mieli wspólne pracownie, mieszkania, sypialnie, bary, w których inspirowali się wzajemnie.
   Jednak byli i tacy, którzy traktowali się wzajemnie bardzo wrogo. Michał Anioł i Leonardo da Vinci. Najbardziej znani na świecie artyści, obaj homoseksualiści, obaj byli geniuszami, ale wspólnego języka znaleźć nie potrafili. To co różniło ich najmocniej to forma sztuki. Leonardo trudnił się malarstwem, natomiast Buonarroti rzeźbiarstwem. Vinci zarzucał Michałowi, że "David" powinien być przepasany szatą na biodrach oraz brakuje mu męstwa i siły. Natomiast Buonarroti naśmiewał się z Vinci'ego, że nie potrafi tworzyć w bryle (3D), dlatego zajmuje się malarstwem (2D). Różnił ich jeszcze styl życia. Vinci nie przejmował się uwagą innych, był rozpustny, nawet przygruchał sobie młodziaka, który z nim mieszkał i wiadomo co robił. W XV wieku było to bardzo nie moralne zachowanie. Natomiast Michał Anioł żył w celibacie, pokorze, nie obnosił się ze swoimi tendencjami. Wydaje mi się że to również drażniło Vinci'ego, który sam nie potrafił się opanować. A może byli kochankami i celowo robili wokół siebie zadymę. 
   Głośnym sporem artystycznym jest, również awantura między Van Goghiem, a Paul'em Gauguin'em, którego wynikiem było stracenie ucha przez jednego z nich. 
Jak do tego doszło?
Vincent uwielbiał Paul'a, wiele razy zapraszał go do Arles, by wspólnie otworzyć kolonie artystyczną. Gauguin za namową brata Vincenta (brat - Theo zajmował się wystawianiem prac, w tym też Paul'a), przyjechał do małego miasteczka we Francji by wspólnie malować. Przed przyjazdem Vincent przygotował pracownie malarską pełną swoich obrazów. Van Gogh był podekscytowany, zestresowany, spięty, niepewny przed tym spotkaniem i niestety na obrazach to widać. Moja mama zawsze mówiła że nie podobają jej się obrazy Van Gogh'a, bo są dziwne, maja tajemniczą atmosferę. Dopiero z czasem zrozumiałam o co jej chodzi. Ale wracając: Oczywiście Gauguin przeraził się obrazami, przeraził się pracownią (która była stodołą), przeraził się warunkami i przeraził się całym Van Goghiem! Po kilku tygodniach sprzeczek Paul spakował się i wyjechał. W tym akcie desperacji Vincent odciął sobie lewą małżowinę i wysłał do Paul'a. I tak skończyło się wspólne malowanie.
   Mam w zanadrzu jeszcze jeden spór, którego skutki były bardzo owocne. Paul Cézanne wielokrotnie starał się dostać na Akademię Sztuk Pięknych w Paryżu. Ale w II połowie XIX wieku na uczelniach wciąż panował Akademizm. Sztywny, rysunkowy, pastiszowy, blady i mitologiczny Akademizm. Jednak profesorowie zarzucali mu że: "niestety, malował zbyt przesadnie" i miał "temperament kolorysty". Dlatego dzięki Bogu nie dostał się na Akademię, co pozwoliło mu na swobodne kształcenie swojego talentu artystycznego w dowolny sposób. Jego obrazy są pełne intensywnych barw, intrygujących kompozycji i kubistycznych form.
   Ja niestety dostałam się na Akademię Sztuk Pięknych i takie są tego efekty:



"RHYOTHEMIS FULIGINOSA"FORMAT - 80 x 60 cm


"FOURMILION LONGICORNE"FORMAT - 80 x 60 cm




"TRAMEA LACERATA"FORMAT - 70 x 50 cm


TECHNIKA - OLEJ/AKRYL/OŁÓWEK/PROMARKER NA PŁÓTNIE


Więcej na: http://karolinamasiewicz.wix.com/artist#!rysunek/ekxj4

ZAPRASZAM!

czwartek, 29 września 2016

SZTUKA WYBORU

   
   Każdy zastawia się "jak będę wyglądać za 30 lat?", ale zadaliście sobie kiedyś pytanie jak byście wyglądali gdybyście urodzili się 30 lat wcześniej? Albo 300? A może 3000? 
   A może zadaliście sobie pytanie: jak byście wyglądali, gdybyście urodzili się w innym miejscu? Jakie byście mieli wartości, wyznania? Co byście robili? Kto byłby waszą druga połową? Waszym przyjacielem?
   Prawdą jest, że nie zawsze mamy wybór. Nie mamy władzy nad genami. Nie możemy decydować jaki dostaniemy kolor oczu, kolor włosów, kształt ciała, wzrost, itd. Ale możemy wybrać co, z tym zrobimy. Decydujemy o sobie każdego dnia. Farbujemy włosy, kręcimy,  ćwiczymy by ciało było mniejsze, większe, prostujemy zęby, malujemy się, decydujemy się na tatuaż, piercing, wybieramy co różne ubrania.. 
   I po co to wszystko?


"Self-portrait I"
oil on canvas
110 x 100 cm
więcej na: karolinamasiewicz.wix.com/artist


   Bo chcemy czuć się wyjątkowi. Potrzebujemy czasem powiedzieć swojemu odbiciu w lustrze: "Drugiego takiego jak ja, to nie ma!". I nie chodzi tu o narcyzm, tylko o akceptacje siebie samego.
   Kiedyś nie akceptowałam siebie. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie ciągle zadają mi to pytanie: "Namalujesz mnie?"(po co komu swój portret?), po czym dodają, "ale zmniejsz mi nos, podkreśl kości policzkowe, dodaj włosom więcej objętości,..." itd. Więc dalej nie rozumiem, czy chodzi o to by powiesić swój portret na suficie i się budzić co rano widząc swą uroczą buzię (narcyzm), czy zamiast patrzeć w lustro, będą patrzeć w obraz, widząc wyidealizowana swą podobiznę, czy powiesić nad kominkiem i mówić gościom na starość : "patrz jaki byłem piękny w młodości". Nie wiem czy ten portret ma być dla oczu mojego klienta czy dla jego bliskich.
    Namalowałam już kilka autoportretów, ale nie po to by powiesić go na suficie czy nad kominkiem. Chciałam namalować człowieka po to by użyć danej techniki, zestawienia kolorystycznego czy kompozycji. 
   Bo tak się składa, że akurat moja twarz towarzyszy mi ciągle:



"Self-portrait II"
oil on canvas
60 x 70 cm



"Self-portrait III"
oil on canvas
50 x 70 cm



"Self-destruction"
oil on canvas
100 x 70 cm







SZTUKA WYBORU

   
   Każdy zastawia się "jak będę wyglądać za 30 lat?", ale zadaliście sobie kiedyś pytanie jak byście wyglądali gdybyście urodzili się 30 lat wcześniej? Albo 300? A może 3000? 
   A może zadaliście sobie pytanie: jak byście wyglądali, gdybyście urodzili się w innym miejscu? Jakie byście mieli wartości, wyznania? Co byście robili? Kto byłby waszą druga połową? Waszym przyjacielem?
   Prawdą jest, że nie zawsze mamy wybór. Nie mamy władzy nad genami. Nie możemy decydować jaki dostaniemy kolor oczu, kolor włosów, kształt ciała, wzrost, itd. Ale możemy wybrać co, z tym zrobimy. Decydujemy o sobie każdego dnia. Farbujemy włosy, kręcimy,  ćwiczymy by ciało było mniejsze, większe, prostujemy zęby, malujemy się, decydujemy się na tatuaż, piercing, wybieramy co różne ubrania.. 
   I po co to wszystko?


"Self-portrait I"
oil on canvas
110 x 100 cm
więcej na: karolinamasiewicz.wix.com/artist


   Bo chcemy czuć się wyjątkowi. Potrzebujemy czasem powiedzieć swojemu odbiciu w lustrze: "Drugiego takiego jak ja, to nie ma!". I nie chodzi tu o narcyzm, tylko o akceptacje siebie samego.
   Kiedyś nie akceptowałam siebie. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie ciągle zadają mi to pytanie: "Namalujesz mnie?"(po co komu swój portret?), po czym dodają, "ale zmniejsz mi nos, podkreśl kości policzkowe, dodaj włosom więcej objętości,..." itd. Więc dalej nie rozumiem, czy chodzi o to by powiesić swój portret na suficie i się budzić co rano widząc swą uroczą buzię (narcyzm), czy zamiast patrzeć w lustro, będą patrzeć w obraz, widząc wyidealizowana swą podobiznę, czy powiesić nad kominkiem i mówić gościom na starość : "patrz jaki byłem piękny w młodości". Nie wiem czy ten portret ma być dla oczu mojego klienta czy dla jego bliskich.
    Namalowałam już kilka autoportretów, ale nie po to by powiesić go na suficie czy nad kominkiem. Chciałam namalować człowieka po to by użyć danej techniki, zestawienia kolorystycznego czy kompozycji. 
   Bo tak się składa, że akurat moja twarz towarzyszy mi ciągle:



"Self-portrait II"
oil on canvas
60 x 70 cm



"Self-portrait III"
oil on canvas
50 x 70 cm



"Self-destruction"
oil on canvas
100 x 70 cm







poniedziałek, 12 września 2016

KOBIECE PIERSI 

   "Ma czym oddychać"
   Typowy tekst...
Większość znamienitych artystów to mężczyźni. Nie ma się co oszukiwać, taka prawda.
A znacie powód? Jest ich wiele, ale jeden jest najsilniejszy. 
   Dzieci. 
   To one powodują, że kobiety rezygnują ze spełniania marzeń, robieniu kariery, odnoszenia sukcesów, a w zamian oddają całą siebie potomstwu. Spełniać się w tym co się kocha to nie lada wyzwanie, wymaga wielu wyrzeczeń, siły, cierpliwości, nie ma miejsca na dzieci, które potrzebują ciągłej opieki przez kilka lat. Dlatego też kobiety zajmują się potomstwem, do tego jeszcze sprzątają, gotują, piorą, robią zakupy, organizują święta, przyjęcia, itd. Zajmują się mnóstwem rzeczy na raz, a do tego jeszcze muszą uważać, by to wszystko na co pracują, nie zostało im odebrane. Więc kobiety, mimo że nie robią karier (w takim stopniu jak mężczyźni), to są mądrzejsze. Potrafią zrobić tak, by dzieci i mąż ją kochali i się jej słuchali. To na prawdę nie łatwe. 
   Wiele mężczyzn - artystów - poświęcali płótna swoim żonom. 
   Były ich muzami i inspiracją. 
   Niektórzy, jak np. Salvador Dali wykorzystywał postać swojej żony jako metafora mądrości. Gala była kierowniczką, stabilizatorem jego życia. Uważam że to właśnie dzięki niej odniósł taki sukces. 
   Dla Wyspiańskiego, Teodora, była wygraną. Dzięki niej mógł swoimi pracami obwieścić propagowany nurt - chłopomania. Niestety, ale wybrał ją, bo była modna...
   Gauguin uwiecznił nie swoją żonę, tylko żonę króla. (W końcu dotarłam do sedna.) Namalował ten obraz podczas pobytu na Tahiti. Inspirował go ten teren, bo nie było tam cywilizacji, uprzedzeń, systemu. Nagość nie była tam krepującym widokiem. A dla Paul'a było to świetną okazją to studiowania ludzkiego ciała i anatomii bez krępacji oraz za darmo (nie oszukujmy się, za modela zawsze trzeba było płacić!) A małżeństwo rządziło się zupełnie innymi prawami niż te, które my znamy na co dzień. Mianowicie żyli w poligamii. I było to zupełnie normalne. Naturalne jest to że kobiety rodzą dzieci i się nimi zajmują, a to, kto jest ich ojcem nie jest ważne. To Gauguin'owi bardzo się podobało, ponieważ spłodził na Tahiti wiele potomstwa...
    Paul'owi się udało i pełnoprawnie malował nagie kobiety. Ale co z reszta artystów? Przecież jest mnóstwo dzieł sztuki ukazujące kunszt ludzkiego ciała. Jak oni sobie radzili? Przecież nie każda żona pragnęłaby jej intymność wisiała w galerii.
    Akademiści malowali mnóstwo nagich kobiet, co było zabronione. Ale postacie mitologiczne przecież nie mogły być w teraźniejszą modę. Więc mogły być nagie.
   Ale co wtedy gdy artysta nie dostał się na artystyczną uczelnię, bądź nie chciał realizować akademickiego fini? 
   Korzystano z "kobiet wolnych obyczajów". Van Gogh, Picasso, ekspresjoniści niemieccy i wiele innych artystów wybierało ten sposób na ukazanie kobiecego piękna...

   Ja nigdy nie miałam czym oddychać, wiec sobie takowe namalowałam:


"Bez uczuć"60 x 80 cmolej na płótnie2015r

środa, 31 sierpnia 2016

SZTUKA POSTĘPU!

   Od XIX wieku sztuka rozwija się niezmiernie szybko.
   Czy to dobrze?
W XIX wieku sztuka stała się dostępna dla wszystkich grup społecznych. Przepływ informacji, rozwój infrastruktury, media, to wszystko spowodowało nagły wybuch dziedzin i stylów sztuki. Szukano nowych rozwiązań, pomysłów, kompozycji, innowacyjnego podejścia do podjętych już wcześniej tematów. Im ktoś mocniej charyzmatyczny i ekscentryczny tym lepiej. 
   Ale XX wiek to była już eksplozja. Dzieło sztuki da się zrobić ze wszystkiego i wszystko może nim być!
   Futuryści...
   "Spalić muzea i biblioteki!"
Tak krzyknęłam powtarzając sobie notatki z historii sztuki przed obrona licencjatu, która miała miejsce w Bibliotece Publicznej. Żebyście widzieli miny pracowników biblioteki... - "Powiedz coś jeszcze z ciebie spalimy żywcem na stosie!". To motto o paleniu spuścizny naszych przodków to słowa właśnie futurystów. Uwielbiali postęp, intrygował ich rozwój miast, zachwycali się nowinkami technologicznymi, uważali że należy zapomnieć o przeszłości, o starych realistycznych obrazach, wygładzonych marmurowych rzeźbach, dekoracyjnej architekturze. Dlatego chcieli palić biblioteki, akademie i muzea, na szczęście, nic z tego im się nie udało zrealizować. 
   Ale udało im się zrewolucjonizować sposób postrzegania świata. Mianowicie - zauważyli że rozwój jest pełen ruchu, tępa, dynamiki. I w taki sposób próbowali tworzyć swoje dzieła. Na obrazie nie było ujęcia pewnego momentu, nie zatrzymania chwili i uwiecznienia tego na płótnie. Lecz całe działanie, etap tego ruchu. Najlepiej (moim zdaniem) to widać na weducie Boccioniego. Miasto tętniące życiem, dynamiczne i progresywne!
   To nie tętni życiem, ale jest progresem:





czwartek, 25 sierpnia 2016

SZTUKI PIERWOTNE

   Pierwsze przejawy były niewinne...
   Gdy miałam 11 lat mama zapisała mnie na zajęcia malarstwa, rysunku i historii sztuki, do tego raz w roku wybierało się dodatkowy fakultet. W tej wieczorowej szkole uczyłam się 5 lat, więc zdążyłam ukończyć fakultet z fotografii, ceramiki, grafiki komputerowej i grafiki warsztatowej. Ale niespecjalnie przykładałam się do tych zajęć, były raczej ucieczką przed nauką matematyki, która zawsze szła mi fatalnie. Uciekając przed tymi ścisłymi przedmiotami, zdecydowałam się na rozpoczęcie nauki w Liceum Plastycznym. Licząc, że nie będzie dużo nauki. 
   Tak bardzo się myliłam...
   Lubię kończyć to, co zaczęłam. Ale nim się to stało, przeszłam przez piekło. Idziesz do szkoły - ciemno (7.00), wracasz ze szkoły - ciemno (19.30). Odgrzewany obiad już nad książką, do 3 w nocy nauka, nie rysunki, nie projekty, nie zdjęcia. Potem 5 godzin snu i zaczynamy kolejny dzień, który wygląda identycznie jak wczorajszy. Każdego dnia po 3 klasówki i milion prac domowych, tak wyglądał poziom Plastyka. Jeżeli nie nadążasz to wypadasz z gry. Statystycznie odpada 50% uczniów, ale jedna klasa była wybitna: z 33 osób zostało 7...
   A kiedy ta cała sztuka?
   W sobotę.
Oczywiście mieliśmy w tygodniu 6 godz malarstwa, 6 godz rysunku, 3 fotografii, 3 kompozycji, 4 rzeźby i 8 specjalizacji. Ale jeżeli chcesz zdać to musisz przychodzić i w sobotę. 
   Przez tą szkołę straciłam chłopaka, przyjaciół, rodzina przestała wiedzieć kim jestem i jak wyglądam, a zyskałam żółte zęby od kawy, głęboką depresje i mnóstwo bezużytecznej wiedzy o historii sztuki.

Studia przy liceum to były wakacje:






   Tak się zajęłam użalaniem nad sobą, że zapomniałam opowiedzieć o jakimś artyście...
   Kiedyś moje ulubione martwe natury były pędzla Pietra Claesza. Barokowe kompozycje wypchane symbolami i motywem vanitas, przepełnione ciepłym mistycznym światłem.. Te domysły: czaszka oznacza szacunek dla śmierci, instrumenty podłużne symbolizują płeć męską, instrumenty obłe płeć żeńską, piórko - ulotność, orzech włoski - starość, kompas - podróże lub tęsknota, klucz - tajemnica i owoce albo kwiaty - to było wyzwanie. Jeżeli świeże to młodość, jeżeli przejrzałe to starość, jeżeli czerwone to miłość lub krew, jeżeli białe to czystość itd... A teraz połączyć te symbole w całość i wywnioskować, co naprawdę czuł autor. 
   Ale dorosłam i te realistyczne martwe przestały mnie porywać. 
   Polubiłam słoneczniki, ryby, buty itd Vincenta van Gogha. Inspirował mnie w swoim kolorze abstrakcyjnym, czyli taki kolor, który w rzeczywistości nie występuje w danym miejscu (np. niebieska trawa). A jego sposób prowadzenia pędzla - mistrzostwo!
   Kolejny genialny malarz martwych to Paul Cezanne. Na jego temat wystarczy tyle: układał kompozycje, siadał, malował, a potem często uznawał że to jest zły kadr, więc przesunie się ze 3 metry w prawo i pół metra do przodu i malował dalej jak gdyby nigdy nic!
   Ale mistrzem jest Pablo! Wg niego pomidor jest trójkątny i koniec!








środa, 24 sierpnia 2016

SZTUKA POD SZTUKĄ?!
  
   Czy to BYŁ mój obraz?
   yyyy, no
Tak się kiedyś zapytał mój brat patrząc na to, co maluje. Starając się wybrnąć z sytuacji, przypomniały mi się dzieła sztuki, ukryte pod warstwą farby...
Powszechna metoda "ukrywania" dzieł sztuki przed grabieżami, to właśnie zamalowywanie ich. Laik by pomyślał: "Ale jak to? Zamazać obraz?" No, tak to. Jeżeli obraz jest odpowiednio zabezpieczony, zawerniksowany itp, to zeskrobać czy po prostu zmyć wierzchnią warstwę to nie problem (może nie tak łatwo, jak komenda usuń warstwę w photoshopie, no ale do zrobienia). Wiele obrazów w taki sposób uniknęło kradzieży podczas wojny. 
   To się mojemu braciszkowi spodobało!
   Kolejnym powodem, dla którego zamalowuje się obrazy, to zwyczajny brak podłoża, czy nieudane dzieło. Artysta w nagłym napadzie weny bierze obraz, który go nie zadowala i tworzy nową kompozycję. Tak właśnie robił Rembrandt, Da Vinci, Vermeer, Van Gogh i wiele innych. 
   Tego mu już nie powiedziałam...
   Jest jeszcze jeden powód, dla którego coś się zamalowuje. Mianowicie tajemnica...
Na przestrzeni wieków było mnóstwo sekretów ukrytych przed całą ludzkością, krwawe bitwy, zbrodnie religijne, polityczne, wyrżnięcie całych rodów i miejscowości po to, by utrzymać tajemnicę przed ujawnieniem. Artyści romantyczni głosili tezę, że mają za zadanie ukazywać prawdę, przekazać coś więcej niż tylko "ładny obrazek". I wielu malarzy tak właśnie postępowało. Mieli dostęp do dworów królewskich, czy zakonów religijnych, widzieli romanse, awantury, zazdrość, kradzieże, ofiarne nabożeństwa i wiele innych spraw, które pragnięto ukryć. Choć pozornie malowali to, co im nakazano, to swoje "3 grosze" i tak wściubili! 
   Romanse rokokowe najlepiej widać na "Huśtawce" Fragonarda, niby urocze zakochane małżeństwo spędza wolny czas w ogrodzie. A za krzakami pod huśtającą się panią, inny pan zagląda pod jej spódniczkę. A ona w cale nie próbuje zakryć swoich pończoszek..
   Racja to nie jest zamalowane, ale tematycznie ukryte.
   Kolejne nieudane próby ukrycia to homoseksualizm Buonarrotiego.
On w życiu nie widział kobiecych piersi, a jeżeli widział to na pewno się im nie przyglądał z taką sumiennością z jaką robią to heteroseksualiści. Na "Piecie" Maryja ma tak krzywe piersi, że jest wrażenie jak doklejonych przez ślepca, a już nie wspomnę o "Zmierzchu i Jutrzence" czy "Nocy i Dniu"... Wyobraźcie sobie umięśnionego, rosłego mężczyznę z dosłownie doklejonymi połówkami cytryny - tak właśnie wygląda Noc i Jutrzenka z nagrobków Medyceuszy.
   Albo jeszcze wadliwe kobiety Vermeera, niby zwykły portret, ale, jedna próżna, druga zdradziecka, kolejna egoistyczna, itd
   Ale są również sprawnie ukryte tajemnice, jak np. symbole w Kaplicy Sykstyńskiej, czy ukryta kompozycja Anny Samotrzeciej Da Vinci-ego. Coś domalowane, bądź zamalowane z powodu cenzury to zdarzało się notorycznie. 
   Najbardziej zapadło mi w pamięć ukrycie szatami nagości "Sądu Ostatecznego" Michała Anioła (tak, uczepiłam się go dzisiaj). Wszystkie męskie okazy były nagie, niby nic nadzwyczajnego, przecież w kościołach jest mnóstwo nagich aniołków. No okej. Ale wygląda to dziwnie, jak nad ołtarzem wisi 140 (tak kojarzę) męskich penisów...
    Myślicie teraz pewnie co ja ukryłam pod swoimi obrazami? A może nic? 



"KORONA"
180 x 100 cm
2014r

Więcej obrazów na: karolinamasiewicz.wix.com/artist